piątek, 26 września 2014

rozdział 2

Tak właśnie XD Oto 2 rozdział, który był pisany hmm... z pół roku jak nie lepiej ^^ Nie wiem kiedy kolejny więc nie róbcie sobie nadziei ;3 

____________________________________________________________________
Ciepły letni wiatr wpada do mojego pokoju przez otwarte okno, przynosząc delikatny zapach wilgoci. Siedzę na parapecie usłanym miękkimi poduszkami i oparta o ścianę wpatruję się w nocne niebo usiane gwiazdami.
Czy on nadal mnie kocha? Czy zasługuję na to, aby obdarzał mnie swoim uczuciem? Nie wiem...
Mijają kolejne minuty. Słyszę, że na dole zegar zaczyna wybijać północ. Powoli, miarowo - nagle przypomina mi się arena. Tik-tak, tik-tak. Zgadza się, Wiress, tik-tak. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, że nie potrafiłam cię ochronić. Że byłam za wolna, że nie pomyślałam o tym, że przeciwnicy czają się tuż obok...
Z zadumy wyrywa mnie odgłos otwieranego okna. Próbuję schować się szybko, zeskoczyć z dotychczasowego siedziska, ale otaczające mnie poduchy nie ułatwiają tego i spadam - dosyć boleśnie - na podłogę. Syk bólu, jaki mi się wyrywa, uzupełnia w tle jego śmiech. Nie jest zły, czy szyderczy - wręcz przeciwnie - raczej łagodny i ledwo słyszalny.
-Nie ukrywaj się. I tak cię widziałem - zawiesza na moment głos, a widząc brak mojej reakcji, dodaje - spokojnie, już sobie idę.
-Nie, poczekaj! - gramolę się z podłogi i wpatruję w ledwo widoczny zarys tułowia chłopaka.
-Cześć - szepczę i z powrotem wspinam się na parapet, starając się nie dać po sobie poznać, że coś mnie boli.
-Hej - odpowiada nieśmiało - dziękuję za prezent, ale następnym razem po prostu zapukaj. Nie musimy bawić się w żadne głupie gierki - nie widzę jego twarzy dokładnie, ale w głosie słyszę łagodny uśmiech. Zamykam oczy i wyobrażam sobie jak wygląda - widziałam to wielokrotnie.
-Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. Ani tym bardziej przeszkadzać - kąciki moich ust lekko wyginają się w nieznacznym grymasie.
-Wcale mnie nie wystraszyłaś. Ani nie zaskoczyłaś.
-No wiesz, z tego co pamiętam, byłeś ubrany jedynie w ręcznik, a twój wzrok mówił sam za siebie - drażnię się z nim.
- Nieprawda! - zaprzecza, śmiejąc się.
- Byłem lekko zdezorientowany, tobie na pewno też się to czasem zdarza. W końcu nie codziennie ktoś rzuca kamieniami w twoje drzwi, a potem nagle znika.
- Wcale nie zniknęłam. Cały czas stałam w jednym miejscu i obserwowałam Twoją reakcję - rumienię się i opuszczam lekko głowę
Peeta uważnie mi się przygląda, nic nie mówi, tylko się uśmiecha. Szczerzy swoje śnieżnobiałe zęby w moją stronę, a jego oczy odbijają światło księżyca, które oświetla granatowe niebo. Mogłabym tak siedzieć, i trwać tą chwilą ale Peeta nagle się odwraca:
- Dobranoc Katniss - mówi rzucając na mnie przelotne spojrzenie
-Peeta! - zatrzymuję go - Chciałbyś ze mną chwilę tutaj posiedzieć?- pytam
-Zależy co masz mi do zaoferowania - odpowiada rozbawiony
-Po prostu chciałabym porozmawiać... Samotność daje mi się we znaki.. 

''Samotność to dziwna rzecz.Zakrada się cicho i niepostrzeżenie, siada obok ciebie w ciemności i głaszcze cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje ci tchu, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej. Dotyka ustami miękkich włosków na twoim karku. Zostawia kłamstwa w twoim sercu, kładzie się w nocy w twoim łóżku, wysysa światło z każdego kąta. Nie odstępuje cię na krok, kurczowo trzyma cię za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć cię w dół, kiedy usiłujesz się podnieść.Budzisz się, nie wiedząc, kim jesteś. Zasypiasz, drżąc na całym ciele. Wątpisz, wątpisz, wątpisz czy jestem, czy nie jestem, czy mogę, czy mi wolno. A kiedy sądzisz, że jesteś gotów odejść, że jesteś gotów się uwolnić, zacząć od nowa, samotność jak stary znajomy staje obok twojego odbicia w lustrze i patrząc ci prosto w oczy, mówi: no dalej, spróbuj przeżyć życie beze mnie. Nie znajdujesz słów, żeby bronić się przed samym sobą, przed głosem, który powtarza, że nie jesteś wystarczająco dobry nigdy nigdy nigdy nie będziesz wystarczająco dobry.Samotność to zgorzkniały, żałosny towarzysz. Zdarza się, że po prostu nie odpuści''

-Dobrze, więc - chłopak opiera się o ścianę w swoim pokoju, dokładnie tak samo jak ja - O czym chciałabyś porozmawiać?
O czym chciałabym z nim porozmawiać? O wszystkim. O nieprzespanych nocach pogrążonych koszmarami, najczęściej z nim w roli głównej, tęsknocie za młodszą siostrą, ojcem, przyjaciółmi. O wszystkich problemach, które co ranek dobijają się do mnie rękami i nogami nie dając chwili wytchnienia. Chciałabym mu to wszytko powiedzieć... Ale nie potrafię... Nie chcę.
-Wiesz... Czasem się zastanawiam dlaczego wszystko tak wygląda. Dlaczego świat, pochłonęła wojna, nienawiść, żądza krwi drugiej osoby. Czemu nasze życie wygląda jak jeden wielki cyrk, a my jesteśmy główną atrakcją całego spektaklu? Nie podoba mi się rola, która została mi powierzona. Ja... Ja nie chce brać w tym udziału. Nie wiem czy dałabym  radę, gdybym musiała kolejny raz wejść na scenę i grać to, czego nie chcę...
-Wcale nie musisz tego robić- przerywa mi - Nie ma już kamer, nikt nie będzie Cię do niczego zmuszał. To jest twoje życie i nikt nie ma prawa dyktować Ci tego, co masz robić... Rzeczy się zmieniają, ludzie się zmieniają ale ty... Zostań prawdziwa dla siebie, nie zmieniaj się dla kogoś...- I co ja mam mu odpowiedzieć? Przecież i tak już zostałam zmieniona. Nie jestem już tą dawną dziewczyną z lasu, nieśmiałą, zdeterminowaną w tym co robi. Nie jestem już dawną Katniss Everdeen. Zostałam zmieniona. Stałam się słabszą wersją dawnej siebie. Nie mam już rodziny, o którą tak się martwiłam. Jestem nikim. Zostałam sama. Przeklęta dziewczyna igrająca z ogniem została sama... Czasami po prostu nie mam już siły by dalej walczyć... Jestem uwięziona między swoimi uczuciami, a tym co powinnam zrobić... Jestem nikim... Jestem tchórzem...
-Peeta, o czym ty mówisz... Doskonale wiesz, że nie jesteśmy już tacy sami...- ciągnę.   -Nigdy nie będziemy, więc nie wmawiaj mi, że będzie inaczej. - czuję dziwne ukłucie żalu, nienawiści za to co nam zrobili, za to co zrobili mojemu chłopcu od chleba. On nie zasługiwał na taki los... Ale ja tak.
-Masz rację- odparowuję chłopak. - Ale wiesz, nie chodzi o to aby czekać, aż burza minie. Chodzi o to, aby nauczyć się tańczyć w deszczu- wyczuwam w jego tonie mówienia uśmiech, ale kompletnie nie zdaje sobie sprawy o co mu chodzi.
-Co masz na myśli?- dopytuje
-Żeby poczuć się szczęśliwą, przestań myśleć, o tym  czego Ci do szczęścia brakuje,a o tym co już masz. Przestań skupiać się na swoich problemach, użalać się nad nimi. Zacznij wychodzić do ludzi, pokaż im jaka jesteś naprawdę... - zatrzymuje się na chwile. - Katniss, życie jest piękne, zostaw to co było, żyj tym co jest teraz. Nie marnuj czasu, na zamartwianie się, że nic nie idzie po twojej myśli. To nie na tym polega... -kręci głową
-Ale ja nie potrafię zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło. Wszystkie wspomnienia, cały ból... One siedzą, głęboko ukryte w środku mnie i gdy myślę, że mogłabym zacząć na nowo... One powracają, przypominają mi, że nie zasługuje na nic innego niż samotność, pogardę. Nie zrozumiesz co mam na myśli - patrzę na niego - Ty nie musisz się z tym zmierzać każdego ranka gdy otwierasz oczy. Nie musisz walczyć z demonami... Ale ja tak... 
-Jesteś niepoważna - chłopak wstaje- Ja też walczę z codziennością, z bólem i frustracją, która narasta we mnie z dnia na dzień. Ale masz rację - wskazuje na mnie palcem - Nie jestem jak ty. Nie użalam się nad swoim życiem i nie siedzę zamknięty w czterech ścianach z myślą, że nikt mnie nie potrzebuje. W porównaniu do ciebie, staram się odbudować to co było. Gdybyś tylko otworzyła oczy... - znów wyczuwam irytację w jego głosie, lecz nie rozumiem dlaczego - Zobacz jak wszystko się zmienia - ciągnie - Kiedy ostatni raz byłaś na spotkaniu Rady Zwycięzców? 
-Na czym? - pytam zażenowana
-Na comiesięcznym spotkaniu, podczas, którego omawiamy sprawy państwa. Chcemy wprowadzić demokracje, głosowania, chcemy aby to ludzie wybierali swoich przedstawicieli oraz decydowali o sprawach, które ich dotyczą. Zadecydowaliśmy jednoznacznie, że nasze państwo będzie prowadzone tak, jak przez naszych przodków. Zgodnie z konstytucją, która aktualnie jest przygotowywana przez doradców prezydent Paylor. Wiedziałaś o tym? - Nienawidzę gdy tak mówi. Tym chłodnym tonem, złością wyczuwalną w każdym jego słowie, geście. 
-Nie- szepczę
-Katniss - Mellark głośno wzdycha - Kolejne spotkanie odbędzie się za tydzień, jeżeli będziesz chciała, przyjedziesz, jeżeli nie - zostaniesz tu i nadal będziesz udawać szarą myszkę, którą nie jesteś. - Nie wiem co mam mu odpowiedzieć, więc między nami panuje niezręczna cisza.
-Jutro wyjeżdżam- dodaje cicho chłopak a ja podnoszę głowę - Nie wiem czy zdążę, przyjechać na kolejną radę- ciągnie - Musze objechać wszystkie dystrykty i omówić parę spraw z aktualnymi burmistrzami dystryktów, które wkrótce będą zniesione oraz porozmawiać z mieszkańcami.
-Porozmawiać z mieszkańcami? Nie boisz się, że coś ci się stanie? - pytam 
-Nie boje się - chłopak uśmiecha się - To nie pierwszy raz. Ludzie bardziej mi teraz ufają, a ja, wiem czego ode mnie - od nas - poprawia się - Oczekują. Jeżeli chcesz - przerywa - Możesz jechać ze mną - dodaje
-Nie wiem czy nadaję się na kogoś, kogo mieliby słuchać. Wole zostać tutaj - odpowiadam
-Jak chcesz - unosi brwi 
-  Katniss, wybacz ale naprawdę jestem śpiący - słyszę jego ciche ziewnięcie - Od samego rana poprawiałem kolejne projekty nowej piekarni - Nie reaguje na jego słowa. Siedzę i wpatruję się w martwy punkt przed sobą - Jeżeli kiedykolwiek chciałabyś ze mną porozmawiać- dodaje chłopak -To się nie krępuj. Brakuje mi ciebie. Pod każdym tego słowa względem - rumienie się  - Moje drzwi dla Ciebie są zawsze otwarte... - Zawsze- dopowiada cicho i odchodzi.
Zostaje sama, ze słowami na ustach, którymi nie zdążyłam mu powiedzieć. Może Peeta ma rację? Może powinnam przestać użalać się nad sobą, nad przeszłością, a żyć dniem? Wszystkie bliskie mi osoby, były tylko na chwilę, na jakiś czas. Wszystko się zmienia, rzeczy się zmieniają i ludzie się zmieniają, wszystko jest zmienne, wszystko przemija. Może czas powiedzieć stop, i zatańczyć pomimo, że pada deszcz?

środa, 21 maja 2014

Nowy 1 rozdział

No to tak, postanowiłam pisać od nowa bo tamto mi się nie podobało :# Tak właśnie. Tamte notki postaram się usunąć, żeby się wam nie mieszały. Ten rozdział jest krótki bo ładnie mówiąc nie wiem co mogłabym w nim jeszcze napisać :# No to co sądzicie xd?
______________________________________________________________________________
Staram się zapomnieć o przeszłości, lecz nie jest to wcale takie łatwe. Moje serce jest przełamane na pół, zostałam sama. Najgorszy jest ból i poczucie, że nie jestem już nikomu potrzebna. Całymi dniami siedzę w domu, przy kominku trzymając perłę, którą od niego dostałam. Brakuje mi go, jego dotyku, smaku ust. Czasem dyskretnie wyglądam za  okno w moim pokoju i patrze jak siedzi na werandzie. Patrzę jak letni wiatr rozwiewa jego blond włosy, jak pędzel, który trzyma w dłoni delikatnie muska płótno, jak dyskretnie patrzy w moją stronę, lecz nigdy mnie nie dostrzega, bo ja chowam się jak tchórz za  firanę. Nasz pociąg już dawno odjechał w stronę wschodzącego słońca, nie chcę więcej go ranić i tak już dużo wycierpiał... Za dużo. Był zakochanym po uszy chłopcem, który rzucając w moją stronę bochenki chleba dał mi nadzieje, a ja byłam głupią dziewczyną, która nawet nie umiała mu podziękować. Był to drobny gest, który tak naprawdę ocalił naszej rodzinie życie. Nigdy  tego nie zapomnę. Czasem zastanawiam się, czy może on jeszcze mnie kocha, ale potem uświadamiam sobie, że jest to tak jak pragnąć deszczu stojąc pośrodku pustyni- nierealne. Wtedy kładę się na łóżko, nakrywam głowę kołdrą i daje upust moim emocją. Chciałabym mu tyle powiedzieć, zmienić to co było kiedyś, pokazać, że naprawdę go kocham. Ale nie zasługuję na to, nie zasługuje nawet na jego przyjaźń.

                                      *************


Mam dość użalania się nad sobą. Idę do łazienki i biorę szybki prysznic, włosy zaplatam w warkocz. Wyglądam okropnie. Strasznie schudłam, moje oczy są podkrążone, a blizny na ciele mienią się w jasnym świetle. Ubieram starą kurtkę taty a na ramię zarzucam myśliwską torbę. Mam nadzieję, że polowanie poprawi mi samopoczucie. Wychodzę z domu, a letni poranny chłód muska moją twarz. Robię głęboki wdech, a moje nozdrza wypełnia piękny zapach kwiatów i cynamonu. Najwidoczniej nie tylko ja nie mogę spać. Biegnę w stronę lasu i przechodzę przez siatkę. Drzewa mienią się barwami lata, tu jest trochę chłodniej niż w Wiosce Zwycięzców. Idę przed siebie, najciszej jak potrafię, aby nie spłoszyć zwierzyny.  Rozglądam się naokoło i dostrzegam grupkę królików- mój cel. Wyciągam strzałę, naciągam ją na cięciwę i oddaje strzał, potem następny i jeszcze jeden. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, przecież sama tego nie zjem. Podchodzę do zwierzyny i szepczę : - Przepraszam. Teraz tylko muszę ją oczyścić.  Wypatroszenie królików, zajmuję mi więcej czasu niż zwykle, pewnie dlatego, że dawno tego nie robiłam. Wstaję i dostrzegam krzak z poziomkami. Od razu myślę o Gale’u. To on nauczył mnie zastawiać sidła, udzielał rad, pocieszał… A teraz go nie ma. Kolejna osoba, którą śmiało mogę dopisać do niekończącej się listy osób, które o mnie zapomniały. Ogałacam krzew z jego małych, czerwonych owoców i wracam do domu.  Po drodze, zastanawiam się co zrobić z całą moją zdobyczą. Przecież sama nie dam rady zjeść tego wszystkiego, a nie chcę, aby cokolwiek się zmarnowało. Wpadam na świetny pomysł. Do drugiego worka wkładam dwa króliki i połowę poziomek i starannie go zawiązuję. Chowam do kieszeni parę małych kamyków, które leżą obok i udaję się pod dom Peety. Zostawiam paczuszkę pod jego drzwiami i uciekam do domu. Ściągam kurtkę i biegnę po schodach do swojego pokoju- stąd mam dobry widok na jego dom. Otwieram okno i sięgam do kieszeni po kamyki. Delikatnie rzucam pierwszym w drzwi chłopaka- zero reakcji. Drugi rzut jest nieco silniejszy ale nadal nie osiągnęłam swojego celu. Za trzecim razem- udaje mi się. Chłopak otwiera drzwi, a pierwsze co przykuwa moją uwagę to jego ubiór. Na jego ciele znajduję się tylko zielony ręcznik który jest przewiązany w pasie.  Chłopak rozgląda się nerwowo naokoło siebie, ale nie widząc nikogo, spogląda w dół i widzi torbę którą mu podrzuciłam. Uśmiecha się delikatnie i zabierając zwierzynę, wchodzi do domu. Nie mija dziesięć minut gdy do moich uszu dociera dźwięk rzucanych kamyków od drzwi. Schodzę na dół i je otwieram. Spoglądam w dół. U moich stóp leży koszyk z moimi ulubionymi bułkami serowymi i karteczka na której znajduje się jedno słowo : Dziękuję.